Dzisiaj musze przyznac rozwalil mnie moj profesor/wychowawca na j. polskim.
Poprosil aby zostaly dwie osoby po lekcji, m.in. ja.
Bylem przekonany, ze ma jakies wonty do mnie. Za nieobecnosci, nie wiem moze oceny czy chocby za moj stosunek do polskiego na jego lekcjach (z reguly spie na tych lekcjach).
Zadzwonil dzwonek. Podchodze do niego, a on do mnie z takim haslem:
"wiesz czasami mam ochote Ci nakopac, ale tym razem mam cos ciekawego dla Ciebie..."
Pokazal mi ulotke z konkursu organizowanego przez MDK w Krakowie.
Konkurs artystyczny, na ktory mozna zglosic m.in. fotografie.
Szczerze mowiac szczene zbieralem z podlogi, ze On w ogole do mnie z taka propozycja wyjechal.
Z reszta to jeszcze nic. To co powiedzial pozniej bylo naprawde szczytem mozliwosci jakie moglem uslyszec z jego ust.
"wiem, ze sie tym interesujesz; fajnie, ze to robisz, bo to fajne zajecie na pewno z przyszloscia..."
Niezlego karpia zaliczylem.
No i zbieram mysli co by oddac, zeby mu pokazac, ze na cos mnie stac, bo na polski raczej za bardzo nie moze liczyc.
Tak apropos. Dzisiaj jest rocznica, wiec buziaki dla mojej luby :*
A jutro ide skanowac klisze. Prawdopodbnie jutro sie pojawia na stronce.
Etykiety: polonista, szkoła