2006-09-04 | droga do nikad
Godzina 6:30, budzik wyje jak porąbany. 6:45 trzeba się w końcu ruszyć z tego łóżka. 7:01 odjeżdża autobus, na przystanek jakieś 3 minuty drogi. 12 minut by się ubrać, umyć i ewentualnie coś zjeść, a potem sprint na przystanek. Autobus wypełniony po brzegi pasażerami. Kierowca już z nerwów nie chce sprzedawać biletów, sugerując zakup miesięcznego. Liczba osób z pewnością przekracza limit. Ciężko znaleźć dobre miejsce do stania, co dopiero do siedzenia. Codziennie powtarzający się ten sam motyw - jak już siedzisz to za nic nie oddawaj swojego miejsca. I tak zgraja małolatów cieszy się z podróży nie zwracając uwagi na starszych lub udaje przeróżne rzeczy, typu zmęczenie, chorobę. Są skazani na pogardliwy wzrok, który mógłby zabijać. Ktoś kiedyś to podsumował - "niech młodzi siedzą, wystoją się na starość". W autobusie taki tłok, że często nie da się oddychać. Można tylko pomarzyć o luksusie jazdy pociągiem, ale komu się chce zasuwać taki kawał na dworzec.
Powrót 15:30. Kierunek dom, łóżko, drzemka. Historia z rana znowu się powtarza. Tym razem jednak wszyscy pakują się na chama by zająć jak najlepsze miejsca. Często używając przy tym łokci. To jest walka na śmierć i życie, walka o byt - jak w przyrodzie. Przegrani stoją pod drzwiami, które otwierają się za każdym razem gdy kierowca zatrzymuje się na przystanku, za każdym razem muszą stawać na stopniu i chować ręce by otwierające się drzwi nikogo nie przytrzasnęły. Znowu duszno. Okna otwarte we wszystkich możliwych miejscach, przy osobach, którym to nie przeszkadza.
Nagle wyłania się kanar. Robi się zamieszanie i przeciska się człowiek, który podchodząc do każdego pyta o bilet. Zgniata przy tym pasażerów, ale co tam jest przecież w pracy. Jak już nie ma się do czego przyczepić to sprawdza czy podpisane legitymacje, jak nie to mandat. Czy może być bardziej nudna praca?
Czasami nie było hołoty rzucającej się o miejsca w autobusie. Czasami można było sobie spokojnie usiąść, poczytać książkę. Dopóki nie wsiadał mr Gazeciarz, który po mistrzowsku potrafił sobie znaleźć ofiarę, która wnet zrobi mu miejsce. To był zawodowiec, mało kto potrafił mu się oprzeć. Zawsze udawał, że głośno myśli i mówił takie rzeczy, że swojej ofierze sumienie nie dawało dalej siedzieć na swoim miejscu. Gdy już usiadł to rozkładał swoją gazetę. Nic w tym nie byłoby dziwnego, gdyby nie fakt, że po rozłożeniu owej gazety zajmował co najmniej 2 miejsca. Może chciał być miły i żeby sąsiad też mógł poczytać?
Zima, -20 stopni celsjusza, kierowca autobusu spóźnia się o 20 min. Ludzie na przystanku zamarzają na kość. Gdy ten przyjeżdża, a w autobusie cieplutko, to na nieszczęście się psuje i trzeba czekać kolejne 20 min na zastępczy. Wszyscy czekają tylko aż przyjdzie lato i spokojnie będzie można się powozić autobusem. Przychodzi lato, 20 stopni na plusie, ludzie kleją się do siebie w pojeździe. Nie ma czym oddychać. Można tylko czekać aż wróci zima i tak w kółko. Tak w kółko przez 3 lata mojej egzystencji w liceum. Autobus zabrał mi sporo zdrowia, na szczęście mam to już za sobą.
Powrót 15:30. Kierunek dom, łóżko, drzemka. Historia z rana znowu się powtarza. Tym razem jednak wszyscy pakują się na chama by zająć jak najlepsze miejsca. Często używając przy tym łokci. To jest walka na śmierć i życie, walka o byt - jak w przyrodzie. Przegrani stoją pod drzwiami, które otwierają się za każdym razem gdy kierowca zatrzymuje się na przystanku, za każdym razem muszą stawać na stopniu i chować ręce by otwierające się drzwi nikogo nie przytrzasnęły. Znowu duszno. Okna otwarte we wszystkich możliwych miejscach, przy osobach, którym to nie przeszkadza.
Nagle wyłania się kanar. Robi się zamieszanie i przeciska się człowiek, który podchodząc do każdego pyta o bilet. Zgniata przy tym pasażerów, ale co tam jest przecież w pracy. Jak już nie ma się do czego przyczepić to sprawdza czy podpisane legitymacje, jak nie to mandat. Czy może być bardziej nudna praca?
Czasami nie było hołoty rzucającej się o miejsca w autobusie. Czasami można było sobie spokojnie usiąść, poczytać książkę. Dopóki nie wsiadał mr Gazeciarz, który po mistrzowsku potrafił sobie znaleźć ofiarę, która wnet zrobi mu miejsce. To był zawodowiec, mało kto potrafił mu się oprzeć. Zawsze udawał, że głośno myśli i mówił takie rzeczy, że swojej ofierze sumienie nie dawało dalej siedzieć na swoim miejscu. Gdy już usiadł to rozkładał swoją gazetę. Nic w tym nie byłoby dziwnego, gdyby nie fakt, że po rozłożeniu owej gazety zajmował co najmniej 2 miejsca. Może chciał być miły i żeby sąsiad też mógł poczytać?
Zima, -20 stopni celsjusza, kierowca autobusu spóźnia się o 20 min. Ludzie na przystanku zamarzają na kość. Gdy ten przyjeżdża, a w autobusie cieplutko, to na nieszczęście się psuje i trzeba czekać kolejne 20 min na zastępczy. Wszyscy czekają tylko aż przyjdzie lato i spokojnie będzie można się powozić autobusem. Przychodzi lato, 20 stopni na plusie, ludzie kleją się do siebie w pojeździe. Nie ma czym oddychać. Można tylko czekać aż wróci zima i tak w kółko. Tak w kółko przez 3 lata mojej egzystencji w liceum. Autobus zabrał mi sporo zdrowia, na szczęście mam to już za sobą.
